Pierwsza walka tego wieczoru:
Potworna bestia Korne'a Karanak vs Rakarth Władca Bestii z Karond Kar!
Rakarth pojawił się na grzbiecie swego wiernego smoka Bracchusa, ubrany w lśniącą czarną zbroję. Karanak nie miał żadnych szans. Zmierzyli się spojrzeniami: bestia i władca bestii. Mroczny elf czekał na ruch demona, który powoli i ostrożnie ruszył w jego stronę. Rakarth poderwał smoka do lotu, szykując swą lancę do zadania śmertelnego ciosu. Ugodzona lancą bestia ryknęła z bólu i rzuciła się na jeźdzca z żądzą mordu w oczach. Jednakże zbroja wykuta w Karond Kar wytrzymała uderzenie przeciwnika, który ogarnięty furią jakby zapomniał o znacznie groźniejszym sojuszniku Rakartha... Bacchus zamachnąwszy się swą potężną łapą, uderzył w bok Karanaka. Demon przeszył powietrze i przefrunąwszy ładnych parę metrów, skończył lot (i jak się później okazało życie) na ścianie areny.
Boris Ursus vs Garagrim Ironfist
Garagrim, widząc Kislewskiego cara na włochatym niedźwiedzu, pomyślał, że to może być jego chwalebna śmierć. Zakrzyknął gromko z radości i począł wyzywać swego rywala w oczekiwaniu na początek walki. Krzyki krasnoludzkiego zabójcy mocno rozsierdziły Borisa, ruszył więc do ataku. Ciężkie cielsko niedźwiedzia nabierało rozpędu. Widząc to, krasnolud złapał mocniej topory i ruszył na spotkanie przeznaczenia. Mocnym pierwszym uderzeniem rozłupał czaszkę niedźwiedzia, aby następnie uderzyć jeszcze w zaskoczonego cara. Uratowała go tylko solidna zbroja. Boris otrząsnąwszy się z szoku, zamachnął się swym magicznym orężem. Zranił przeciwnika, lecz ten nie okazał żadnego bólu. Zamiast tego odpowiedział szybkimi ciosami, większość których udało się carowi odbić. Lecz jeden z ataków okazał się zbyt zwinny, a zbroja Borisa nie wytrzymała drugiego tak potężnego ciosu. Kiedy wydawało się, że wynik walki jest już przesądzony, car spostrzegł lukę w krasnoludzkiej obronie. Zebrał w sobie wszystkie siły i bez śladu litości ugodził krasnoluda prosto w jego obnażoną klatkę piersiową. Śmiercionośne ostrze utknęło głęboko w ciele Garagrima i wysunęło się z rąk Borisa. Krasnolud zakrzyknął cicho z błyskiem szaleńczej radości w oczach. Jednak siła krasnoluda umiera jako ostatnia i nie zbaczając na wołanie śmierci, zadał on jeszcze swój ostatni niespodziewany cios. Głowa cara potoczyła się z głuchym łoskotem, zagłuszonym przez jęk zawodu kislewskich widzów.
O-Sayumi, Legendary Geisha vs Gabbo Flugbend
"Niziołek i dziwka, hehe to będzie FARSA , a nie walka" - Wieśniak Hob
Niziołki są dosyć powszechnie spotykane, pegazy również występują na tyle często, aby ich widok nie zadziwiał oświeconego człeka. Ale niziołek na pegazie jest rzeczą tak wyjątkową, że arena pękała w szwach. O-Sayumi obserwowała swojego przeciwnika z tajemniczym uśmiechem, być może wiedzieła coś czego nie wiedział nikt inny, a może było to tylko jedno z przyzwyczajeń nabytych w jej pracy, którego nie była już w stanie zmienić.
Gabbo po sutym posiłku czuł się pełen sił i gotów do walki. Poderwał swego wierzchowca do lotu, chcąc skończyć walkę przed następnym posiłkiem, który miał być za niecałe 30 minut. Zarzucił na gejszę sieć tak szybko i zręcznie, że nie zdołała nawet pomyśleć o uniku. Kobieta szamotała się w pułapce, a niziołek zapikował wprost na nią. Trafił ją swą włócznią, lecz ona pomimo krępującej ruchy sieci zdołała znacznie osłabić cios. Włócznia nawet jej nie drasnęła. Odpowiedziała szybką kontrą, jednak tym razem nie zdołała pokonać ograniczeń i zadany cios pozbawiony był tak typowej dla O- Sayumi zręczności. Ostrze tylko drasnęło pegaza, który stanął dęba, czując piekący ból w miejscu, gdzie dotknęła go zatruta klinga. Korzystając z zamieszania, gejsza uwolniła się wreszcie z sieci i zamachnęła na niziołka, niestety nie na tyle szybko aby sparować atak jego włóczni. Ostrze przeleciało na wylot przez jej bark. Wachlarz wypadł z jej smukłej dłoni, ale drugą ręką zdołała utrzymać miecz. Całą swoją furię skupiła teraz na wierzchowcu niziołka. Jadowite ostrze raz jeszcze zraniło zwierzę. Podwojona dawka trucizny okazała się czymś ponad siły pegaza i powaliła go natychmiast na ziemię. Strata wiernego towarzysza rozbudziła w niziołku pokłady wściekłości godnej orków i zwierzoludzi, przeciwko którym niejednokrotnie walczył. Natarł na O- Sayumi i wycelowawszy prosto w jej brzuch, zadał cios zbyt szybki aby go uniknąć i zbyt silny aby go przeżyć. Włócznia przeszyła kobiece ciało na wylot. Gejsza opadła martwa na arenę, a jej skóra stała się jeszcze bledsza niż zwykle. Gabbo nie czerpał jednak satysfakcji z pojedynku. Nie czekając na oficjalny gong ogłaszający jego zwycięstwo, podbiegł do swojego dzielnego wierzchowca, chcąc go jak najszybciej opatrzyć.
Louen Leoncoeur vs Renar the Necromancer
To była najszybsza walka jaka rozegrała się dotychczas na arenie. Mężny Louen poderwał swego wiernego hipogryfa do lotu. Nekromanta, który odnzaczał się znacznie mniejszym męstwem niż Bretończyk, poczuł narastającą falę paniki. Niewiele myśląc, postanowił rzucić swój plugawy czar jeszcze zanim przeciwnik zdążył choćby zaplanować pierwszy ruch. Pospiesznie zebrał moc dhar i wymruczał pod nosem zaklęcie... Jasny blask zalał całą arenę, a ogłuszający wybuch wstrząsnął jej murami. Gdy tłum widzów ponownie odzyskał wzrok, zobaczył już tylko dymiące szczątki Nekromanty i zniesmaczonego tak krótką walką Bretończyka.
Potworna bestia Korne'a Karanak vs Rakarth Władca Bestii z Karond Kar!
Rakarth pojawił się na grzbiecie swego wiernego smoka Bracchusa, ubrany w lśniącą czarną zbroję. Karanak nie miał żadnych szans. Zmierzyli się spojrzeniami: bestia i władca bestii. Mroczny elf czekał na ruch demona, który powoli i ostrożnie ruszył w jego stronę. Rakarth poderwał smoka do lotu, szykując swą lancę do zadania śmertelnego ciosu. Ugodzona lancą bestia ryknęła z bólu i rzuciła się na jeźdzca z żądzą mordu w oczach. Jednakże zbroja wykuta w Karond Kar wytrzymała uderzenie przeciwnika, który ogarnięty furią jakby zapomniał o znacznie groźniejszym sojuszniku Rakartha... Bacchus zamachnąwszy się swą potężną łapą, uderzył w bok Karanaka. Demon przeszył powietrze i przefrunąwszy ładnych parę metrów, skończył lot (i jak się później okazało życie) na ścianie areny.
Boris Ursus vs Garagrim Ironfist
Garagrim, widząc Kislewskiego cara na włochatym niedźwiedzu, pomyślał, że to może być jego chwalebna śmierć. Zakrzyknął gromko z radości i począł wyzywać swego rywala w oczekiwaniu na początek walki. Krzyki krasnoludzkiego zabójcy mocno rozsierdziły Borisa, ruszył więc do ataku. Ciężkie cielsko niedźwiedzia nabierało rozpędu. Widząc to, krasnolud złapał mocniej topory i ruszył na spotkanie przeznaczenia. Mocnym pierwszym uderzeniem rozłupał czaszkę niedźwiedzia, aby następnie uderzyć jeszcze w zaskoczonego cara. Uratowała go tylko solidna zbroja. Boris otrząsnąwszy się z szoku, zamachnął się swym magicznym orężem. Zranił przeciwnika, lecz ten nie okazał żadnego bólu. Zamiast tego odpowiedział szybkimi ciosami, większość których udało się carowi odbić. Lecz jeden z ataków okazał się zbyt zwinny, a zbroja Borisa nie wytrzymała drugiego tak potężnego ciosu. Kiedy wydawało się, że wynik walki jest już przesądzony, car spostrzegł lukę w krasnoludzkiej obronie. Zebrał w sobie wszystkie siły i bez śladu litości ugodził krasnoluda prosto w jego obnażoną klatkę piersiową. Śmiercionośne ostrze utknęło głęboko w ciele Garagrima i wysunęło się z rąk Borisa. Krasnolud zakrzyknął cicho z błyskiem szaleńczej radości w oczach. Jednak siła krasnoluda umiera jako ostatnia i nie zbaczając na wołanie śmierci, zadał on jeszcze swój ostatni niespodziewany cios. Głowa cara potoczyła się z głuchym łoskotem, zagłuszonym przez jęk zawodu kislewskich widzów.
O-Sayumi, Legendary Geisha vs Gabbo Flugbend
"Niziołek i dziwka, hehe to będzie FARSA , a nie walka" - Wieśniak Hob
Niziołki są dosyć powszechnie spotykane, pegazy również występują na tyle często, aby ich widok nie zadziwiał oświeconego człeka. Ale niziołek na pegazie jest rzeczą tak wyjątkową, że arena pękała w szwach. O-Sayumi obserwowała swojego przeciwnika z tajemniczym uśmiechem, być może wiedzieła coś czego nie wiedział nikt inny, a może było to tylko jedno z przyzwyczajeń nabytych w jej pracy, którego nie była już w stanie zmienić.
Gabbo po sutym posiłku czuł się pełen sił i gotów do walki. Poderwał swego wierzchowca do lotu, chcąc skończyć walkę przed następnym posiłkiem, który miał być za niecałe 30 minut. Zarzucił na gejszę sieć tak szybko i zręcznie, że nie zdołała nawet pomyśleć o uniku. Kobieta szamotała się w pułapce, a niziołek zapikował wprost na nią. Trafił ją swą włócznią, lecz ona pomimo krępującej ruchy sieci zdołała znacznie osłabić cios. Włócznia nawet jej nie drasnęła. Odpowiedziała szybką kontrą, jednak tym razem nie zdołała pokonać ograniczeń i zadany cios pozbawiony był tak typowej dla O- Sayumi zręczności. Ostrze tylko drasnęło pegaza, który stanął dęba, czując piekący ból w miejscu, gdzie dotknęła go zatruta klinga. Korzystając z zamieszania, gejsza uwolniła się wreszcie z sieci i zamachnęła na niziołka, niestety nie na tyle szybko aby sparować atak jego włóczni. Ostrze przeleciało na wylot przez jej bark. Wachlarz wypadł z jej smukłej dłoni, ale drugą ręką zdołała utrzymać miecz. Całą swoją furię skupiła teraz na wierzchowcu niziołka. Jadowite ostrze raz jeszcze zraniło zwierzę. Podwojona dawka trucizny okazała się czymś ponad siły pegaza i powaliła go natychmiast na ziemię. Strata wiernego towarzysza rozbudziła w niziołku pokłady wściekłości godnej orków i zwierzoludzi, przeciwko którym niejednokrotnie walczył. Natarł na O- Sayumi i wycelowawszy prosto w jej brzuch, zadał cios zbyt szybki aby go uniknąć i zbyt silny aby go przeżyć. Włócznia przeszyła kobiece ciało na wylot. Gejsza opadła martwa na arenę, a jej skóra stała się jeszcze bledsza niż zwykle. Gabbo nie czerpał jednak satysfakcji z pojedynku. Nie czekając na oficjalny gong ogłaszający jego zwycięstwo, podbiegł do swojego dzielnego wierzchowca, chcąc go jak najszybciej opatrzyć.
Louen Leoncoeur vs Renar the Necromancer
To była najszybsza walka jaka rozegrała się dotychczas na arenie. Mężny Louen poderwał swego wiernego hipogryfa do lotu. Nekromanta, który odnzaczał się znacznie mniejszym męstwem niż Bretończyk, poczuł narastającą falę paniki. Niewiele myśląc, postanowił rzucić swój plugawy czar jeszcze zanim przeciwnik zdążył choćby zaplanować pierwszy ruch. Pospiesznie zebrał moc dhar i wymruczał pod nosem zaklęcie... Jasny blask zalał całą arenę, a ogłuszający wybuch wstrząsnął jej murami. Gdy tłum widzów ponownie odzyskał wzrok, zobaczył już tylko dymiące szczątki Nekromanty i zniesmaczonego tak krótką walką Bretończyka.
Santiago de Vivar vs Lord Kroak
Santiago de Vivar oczekiwał swojego przeciwnika, a jego koń pod nim nerwowo dreptał w miejscu.
-Już, już amigo.-poklepał wierzchowca po szyi.-Spokojnie Babieca, wkrótce się zacznie.
Tłum na trybunach wesoło pokrzykiwał i obstawiał zakłady. Większość niestety nie widziała dla Estalijczyka żadnych szans, w końcu miał zmierzyć się z najstarszym Slannem... Gdy mag zjawił się na arenie, wszyscy poczuli wyraźną zmianę aury. Obudziło to niepokój w sercu Santiago. Wojowniki poczuł, że musi działać szybko, inaczej strach przejmie nad nim kontrolę. Spiął swego rumaka i ruszył z okrzykiem na ustach:
-Dla chwały! Dla honoru! Dla Myrmidii!
Wjechał wprost w objęcia śmierci, w
których przywitała go potężna fala energii. Nie zdołała jednak
ani poważnie zranić Santiago, ani tym bardziej go zatrzymać.
Nikt do tej pory nie jest wstanie
wyjaśnić tego co stało się po tym brawurowym ataku, lecz wynik
walki był jednoznaczny. Czempion Estalii po raz kolejny wygrał!
Archaon vs Dural Durak, leader of the council
Wszechwybraniec chaosu stał na piasku
areny pewien swego zwycięstwa zarówno w tym pojedynku, jak i w
całym turnieju. W końcu to on miał podbić cały świat.
Archaon zaszarżował, jednocześnie przyciągając ku sobie wiatry
magii. Wypuścił strumień zaklęć prosto w Albiończyka, jednak
żaden z jego czarów nie zadał mu rany. Uważny obserwator mógłby
jedynie zauważyć lekkie drgania medalionu, który nosił na szyi.
Dural także zdecydował się zaatakować za pomocą magicznej
formuły. Zanim zdążyły przebrzmieć jego słowa, w ziemi powstała
wyrwa, z której dna wyłoniły się dzikie stwory. Zaczęły wciągać
Archaona i jego wierzchowca wprost w podziemne czeluści. Czarownik
patrzył na to, a pod jego stopami na jałowym piasku rosła i
splatała się w magiczną platformę ciernistej winorośl. Archaon,
skutecznie opierający się stworom z otchłani, zdołał wymierzyć
w niego kilka mocnych ciosów i przedrzeć się do przeciwnika.
Kolejne dwa ataki zraniły druida. Zbyt słaby, aby odeprzeć
przeciwnika, Dural ratował się magią. Stworzył żywą tarczę z
cierni i pchnął ją w kierunku wybrańca. Jednak zbroja Archaona
okazała się zbyt wytrzymała. Zdenerwowany przeciągającą się
walką Pan Końca Czasu uwolnił moc U'zuhla. Widzowie dostrzegli
tylko czarną, rozmazaną sylwetkę Archaona, biegnącą szybko po
arenie. Po kilku minutach Wszechwybraniec zatrzymał się. W miejscu
gdzie wcześniej stał druid była tylko niewielki czerwony stosik, a
cała arena była pełna porozrzucanych fragmentów Durala.
Gorduz Backstabber vs Dechala
Gorduz przyjął szarżę Dechali, z
nadzieją, że zdoła przeżyć jej zwielokrotnione ataki i znajdzie
sposób na zadanie jej podstępnego ciosu. Z ledwością udało mu
się uniknąć licznych pchnięć potwornej kobiety. Poczuł jednak
piekący ból w lewym ramieniu. Czyżby i ona używał trucizny? Nie
miał czasu tego rozważać, już czuł śmierć na ramieniu. Teraz
nadszedł czas na jego atak. Zmarkował cios, aby następnie zranić
przeciwniczkę krótkim zatrutym sztyletem. Fortel udał się tylko
częściowo, sztylet trafił w Dechalę, lecz rana nie była
wystarczająco głęboka. Czuł pieczenie rany, nie odbierała mu ona
jednak sił. Może trucizna jednak na mnie nie działa?- myślał
gorączkowo. Spojrzał w oczy Dechali, próbując wyczytać coś z
jej twarzy. Wtedy zrozumiał, że wszystko idzie po jej myśli. Nie
mógł się oprzeć pokusie, którą rozbudziła w jego sercu. Rzucił
się prosto w jej ramiona, pragnąć przeżyć choć krótką chwilę
rozkoszy. Dechala wyszczerzyła kły z zadowoleniem. Świsnęły
ostrza, a drobno poszatkowane ciało hobgoblina rozprysło się po
arenie.
Ulfjarl vs Cormac Chath
Przed Cormaciem rozpościerała się
kwadratowa arena wypełniona piaskiem. Po jej drugiej stronie widział
nieuzbrojonego człowieka, co dla Cormaca było nie tyle zaskakujące,
co wręcz podejrzane. Nie zastanawiał się jednak nad tym, wiedział,
że jedynym sposobem na wydostanie się z tej areny żywym jest
zabicie przeciwnika. Ruszył do ataku, unosząc swój wielki
dwuręczny miecz. Człowiek po drugiej stronie rownież zaczął
biec, lecz zanim na siebie natarli, wojownik zaczął zmieniać się
na oczach tłumu. Ludzka skóra porosła grubym, czarnym futrem,
ciało wydłużyło się i osiągnęło wzrost co najmniej o dwie
stopy wyższy niż Cormaca. Twarz wyciągnęła się do przodu niczym
zwierzęcy pysk, a po chwili cała głowa człeczyna
przeobraziła się w wilczy łeb. Potwór dobiegł do wstrząśniętego
przeciwnika i zaatakował wielkimi łapskami, przeciwko którym nawet
wielki miecz Cormaca nie mógł nic zdziałać. W ciągu następnych
kilku sekund prawie cały piach areny nasiąknął krwią
pokonanego.
Thorgrim Grudgebearer vs Tullaris
Dreadbringer
Thorgrim rozejrzał się uważnie po
arenie, na którą go wnisiono.Łypnął okiem na mrocznego elfa,
który rozgrzewał się po drugiej stronie i mruknął:
- To nawet nie będzie trudne. Rozerwiemy tego długouchego.
- To nawet nie będzie trudne. Rozerwiemy tego długouchego.
I nie pomylił się. Zanim Tullaris
zdążył choćby pomyśleć o zadaniu ciosu, Thorgrim już stał
przy nim i pojedynczym, mocnym ciosem rozłupał czaszkę
przeciwnika.
Conor Mcfeud vs Ogglethorpe Bulnhelm
Najlepszy szermiesz Albionu miał się
zmierzyć z najlepszym kucharzem krainy zgromadzeń. Wynik zdawał
się wprawdzie przesądzony, lecz wszyscy wiemy jak potrafią
zaskakiwać niziołki...
Cóż to była za walka! Ogglethorpe otworzył jakiś słoik i złapawszy Conora za szyję, próbował przyciągnąć go do siebie i wsypać zawartość pojemnika do gardła przeciwnika. Zdecydowanie nie spodobało się to Albiończykowi i gdy po krótkiej szamotaninie zrzucił niziołka na ziemię, przebił go mieczem aż 13 razy!
Cóż to była za walka! Ogglethorpe otworzył jakiś słoik i złapawszy Conora za szyję, próbował przyciągnąć go do siebie i wsypać zawartość pojemnika do gardła przeciwnika. Zdecydowanie nie spodobało się to Albiończykowi i gdy po krótkiej szamotaninie zrzucił niziołka na ziemię, przebił go mieczem aż 13 razy!
Orion vs Marco Colombo
Orion stał i czekał na swego
przeciwnika, tłum szemrał niezadowolony. Nagle dało się słyszeć
falę radości: oto po dwugodzinnym oczekiwaniu zjawił się w końcu
Marco Colombo. Tłum przywitał odkrywcę owacjami, zaś Orion-
gradem strzał. Lecz szczęście nieoczekiwanie opowiedziało się po
stronie księcia kupców i dopuściło doń tylko jedną ze strzał,
która ledwie go drasnęła. Marco niespiesznym gestem ujął w
dłoń bukłak i pociągną z niego łyk potężnego wina z Lustrii.
Zaatakował Oriona, ten jednak wykręcił się zwinnie i wykonał
mocne pchnięcie włócznią. Cios wyrzucił czowieka niczym słomianą
kukłę na pięć metrów w górę. Gdy boleśnie upadł znów na
ziemię, ogary Oriona ochoczo dokończyły walkę.
Roland the Marshal vs Vorn Thugenheim
Vorn Thugenheim ostrożnie wbił w
sztandar ziemię i rozejrzał się po arenie. Jego przeciwnik właśnie
klęczał i modlił się do swoich bóstw. Vorn wiedział jednak, że
Pani nie pomoże Bretończykowi. “Tylko Ulric wspierał swych
wyznawców.”-mruknął kpiąco i ujął w dłonie swój dwuręczny
młot. Wykonał parę próbnych zamachów i stwierdził, że jest to
dobry dzień na walkę. Roland już wstał z klęczek i siedział
teraz w siodle, czekając, aż giermek poda mu lancę. Ostatni raz
poprosił Panią o wstawiennictwo i opuścił przyłbicę. Zabrzmiał
gong, spiął konia. Potężne uderzenie lancy odrzuciło Vorna na
bok, co uratowało go przed stratowaniem. Lecz zdaje się, że przed
upadkiem on także zdążył zranić Bretończyka sztandarem, którego
używał jak włóczni. Roland odrzuciwszy strzaskaną lancę, dobył
z pochwy miecza i natarł ponownie na przeciwnika. Bół po uderzeniu
lancy stał się coraz wyraźniejszy, a ruchy Vorna wolniejsze.
Osłabły też jego ataki. Wiedział, że jeśli zaraz nie powali
przeciwnika- przegra. Resztką sił wyprowadził potężne uderzenie,
które jednak zablokowała bogato zdobiona tarcza Bretończyka.
Kontra była tak silna, że Vorn stracił czucie w dłoniach i
wypuścił z nich młot. Roland błyskawicznie wykorzystał taką
szansę i zadał dwa celne ciosy w niezasłonięte części ciała
wyznawcy Urlica. Tego było dla Thugenheim'a za wiele... Sztadar
załopotał na wietrze po raz ostatni i opadł na ziemię, w którą
powoli wsączała się krew pokonanego.
Sinba'ahd, Corsair Lord of Lashiek vs Clegg the Indomitable
Przed państwem Clegg, Niepokorny
Mistrz złodziei z krainy zgromadzeń! Przeciwnko niemu wystąpi
Sinba'ahd Lord Lashiek, najgorszy ze wszystkich korsarzy!
Pierwsza zasada pojedynków mówi, aby nigdy nie lekceważyć przeciwnika, niezależnie od jego wzrostu lub uzbrojenia, bowiem każdy na arenie może zginąć od przypadkowego pchnięcia. Nie słyszał jednak o niej pochodzący z Arabii Sinba'ahd... Słyszał za to wiele zabawnych legen o malutkich niziołkach, których aż do dziś nie miał sposobności spotkać. Trzymał już w rękach swoją ulubioną parę sejmitarów, które zdobył podczas ostatniej wyprawy i przygotowywał się do zadania śmierci. Z kolei Clegg wyszedł na arenę, przeżuwając paski bekonu i popijając je dobrym winem ze swoich rodzinnych stron. Gdy już się najadł, jego wzrok spoczął na pięknie wykonanym talizmanie, który Sinba'ahd nosił przypięty do koszuli. Gdy dano sygnał do rozpoczęcia walki, Clegg natychmiast zerwał błyskotkę przeciwnika i wyciągnął z niej magiczne sejmitary, które przed chwilą były w rękach korsarza. Sinba'ahd był tak zaskoczony, że nie zdołał uniknąć zwinnych ciosów podstępnego niziołka. Korsarz nie posiadał zbroi i jak słusznie domyślił się niziołek, bez talizmanu okazał się całkiem bezbronny. Sinba'ahd umierał, nie mogąc uwierzyć we własną przegraną. Lecz niziołek nie skrócił jego męki. Zamiast tego wyciągnął ze swej przepastnej torby ciasto i rozpoczął kolejny, zasłużony posiłek.
Pierwsza zasada pojedynków mówi, aby nigdy nie lekceważyć przeciwnika, niezależnie od jego wzrostu lub uzbrojenia, bowiem każdy na arenie może zginąć od przypadkowego pchnięcia. Nie słyszał jednak o niej pochodzący z Arabii Sinba'ahd... Słyszał za to wiele zabawnych legen o malutkich niziołkach, których aż do dziś nie miał sposobności spotkać. Trzymał już w rękach swoją ulubioną parę sejmitarów, które zdobył podczas ostatniej wyprawy i przygotowywał się do zadania śmierci. Z kolei Clegg wyszedł na arenę, przeżuwając paski bekonu i popijając je dobrym winem ze swoich rodzinnych stron. Gdy już się najadł, jego wzrok spoczął na pięknie wykonanym talizmanie, który Sinba'ahd nosił przypięty do koszuli. Gdy dano sygnał do rozpoczęcia walki, Clegg natychmiast zerwał błyskotkę przeciwnika i wyciągnął z niej magiczne sejmitary, które przed chwilą były w rękach korsarza. Sinba'ahd był tak zaskoczony, że nie zdołał uniknąć zwinnych ciosów podstępnego niziołka. Korsarz nie posiadał zbroi i jak słusznie domyślił się niziołek, bez talizmanu okazał się całkiem bezbronny. Sinba'ahd umierał, nie mogąc uwierzyć we własną przegraną. Lecz niziołek nie skrócił jego męki. Zamiast tego wyciągnął ze swej przepastnej torby ciasto i rozpoczął kolejny, zasłużony posiłek.
Lwaxana, Curse witch of Blue Stumps vs
Vlad Von Carstein
Vlad'owi nie podobała się ta dziwnie
ubrana kobieta. Nie, nie bał się, choć w jej wyglądzie było coś
niepokojącego, a wiatry magii wirowaly wokół jej sylwetki jakby
podkreślając jej potęgę. Wiedział, że nie zdoła wygrać z nią
w magicznym pojedynku i dlatego postanowił dążyć do jak
najszybszej konfrontacji. Chociaż wiatry magii były tutaj nad wyraz
słabe, wystrzelił w kierunku Lwaxany sieć gęsto utkanej czarnej
magii i puścił się biegiem w jej stronę. Kiedy dotarł do
amazonki, leżała już martwa.
Tyrion vs Kholek Suneater
Nikt nie spodziewał się, aby ta walka
miała być sprawiedliwa.
Tyrion spiął konia i zaszarżował na straszliwego potwora, licząc, że wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Pojedyncza błyskawica ugodziła w pierś pędzącego jeźdzca, lecz nie wyrządiła mu żadnej krzywdy. Kholek wybiegł na spotkanie szarżującego elfa, a ten niewiele myśląc, otoczył smoczego ogra falą płomieni wydobywających się z jego magicznego ostrza. Starożytny miecz, wykuty by zabijać demony, gładko rozrywał cielsko potwora, jakby była to zwiewna tkanina, a nie twarda, gruba skóra. Lecz wielki Kholek był trudnym przeciwnikiem i zdołał zadać cios dość potężny, by strącić elfa z siodła. Przy upadku serce Avalonu, prezent od wiecznej królowej, pękło z trzaskiem. Tyrion podniósł się z ziemi i uniosłszy klingę wysoko nad głowę, powtórnie zaatakował. Dzięki swej wrodzonej zwinności zdołał wdrapać się na wielki korpus potwora i dalej, aż na jego łeb, używając w tym celu miecza jak czekanu. Niewiele myśląc, wbił słoneczny kieł prosto w oko Kholek'a i aktywował płomienne uderzenie... Potwór usmażył się na miejscu.
Tyrion spiął konia i zaszarżował na straszliwego potwora, licząc, że wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Pojedyncza błyskawica ugodziła w pierś pędzącego jeźdzca, lecz nie wyrządiła mu żadnej krzywdy. Kholek wybiegł na spotkanie szarżującego elfa, a ten niewiele myśląc, otoczył smoczego ogra falą płomieni wydobywających się z jego magicznego ostrza. Starożytny miecz, wykuty by zabijać demony, gładko rozrywał cielsko potwora, jakby była to zwiewna tkanina, a nie twarda, gruba skóra. Lecz wielki Kholek był trudnym przeciwnikiem i zdołał zadać cios dość potężny, by strącić elfa z siodła. Przy upadku serce Avalonu, prezent od wiecznej królowej, pękło z trzaskiem. Tyrion podniósł się z ziemi i uniosłszy klingę wysoko nad głowę, powtórnie zaatakował. Dzięki swej wrodzonej zwinności zdołał wdrapać się na wielki korpus potwora i dalej, aż na jego łeb, używając w tym celu miecza jak czekanu. Niewiele myśląc, wbił słoneczny kieł prosto w oko Kholek'a i aktywował płomienne uderzenie... Potwór usmażył się na miejscu.
A oto szczęśliwcy, którzy przeżyli i dostali się do następnego etapu:
1 | Rakarth |
2 | wolne (dzika karta) |
3 | Gabbo Flugbend |
4 | Louen Leoncoeur |
5 | Santiago de Vivar |
6 | Archaon |
7 | Dechala |
8 | Ulfjarl |
9 | Thorgrim Grudgebearer |
10 | Conor Mcfeud |
11 | Orion |
12 | Roland the Marshal |
13 | Clegg the Indomitable |
14 | Vlad Von Carstein |
15 | Tyrion |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz